niedziela, 17 października 2010

"Zjeby cz. I cz. 1"

Odnalazłem zaginiony rękopis, napisany dawno temu, zapomniany. To aktualnie ostatni wiersz, jaki z Markiem napisaliśmy. Mam ochotę zjeść arbuza.


Ciemnej mej wyprawy etap, czas
Otworzyć w otchłań właz.
Tam gdzieś zjebów jest kolebka.
Trzeba by mieć zjebka ździebka,
Żeby się przedostać w serce
mroku. Kamień w nerce
mnie uwierać zaczłął
wielce. Żaden ze mnie maczo,
Więc przyznaję się do wady.
Na te sprawy nie ma rady.
W takiej chwili! Przed potyczką
Wspomagałem się perliczką.
Jednak nie mam jej przy sobie.
O ja biedny! Co ja zrobię?
Muszę radzić sobie jakoś.
Mam ja jeszcze czipsy tacos.
Wsypię trutkę i podrzucę,
By je zjadły zjebów kuce,
Zniszczę im ucieczki drogę,
Bo ich wszystkich zabić mogę.
Żaden zjeb mi zwiać nie zdoła.
Hen, przede mną czarcie koła.
Armie zjebów się panoszą,
Czarną moc ze sobą noszą.
W głowach ich umysły nikłe
Kminią rzeczy wręcz niezwykłe.
Łatwo ich przechytrzyć zdołam.
Potrzebuję więc dwa koła,
Jedno większe od drugiego,
Od wózka Hawkingowego
jedno, no a drugie
Połączone z wielkim pługiem.
Powiem do nich: Tłuki patrzcie!
Za swe czyny niecne płaćcie!
Czas na atak! Już szarżuję!
Pług im palcem pokazuję!
Odwróciłem ich uwagę,
Zamachuję swoją knagę,
Rozłupuję zjebom czaszki,
A tam pustki, jakieś trzaski,
Elektryczne spięcia, głosy.
Koszę zjebów niczym kłosy,
Siejąc zamęt i cierpienie.
Pozostały tylko cienie.
Zrozumiałem, że na pokaz to wszystko.
Czas zniszczyć Mega-Zjebisko.
Ale to już jest wyzwanie.
Trzeba mi skołować banię,
Bo na trzeźwo tam nie wejdę.
Dzwonię do swojego bejbe:
"Przynieś mi Leżajsków sześć!
Po nich z ust magiczna treść
wypływa. Potrzebuję ich na teraz."
Dziewczę mówi: "Już się zbieram."
Siadam, czekam na dostawę.
Ta mi niesie w ręku kawę.
Mówię: "Co jest kurwa do cholery?
Miałaś przynieść piwa cztery!
Ty kretynko! Ty ubocie!
Wsadzę ryj Twój pod paprocie!
Może jesteś jedną z tamtych?
Słuchasz new-wave progress country?
Ty zdradziecka, wredna bladzio!
Jesteś z tych, co wszystkim wadzą!
Chcę być sam, więc wypierdalaj!
Umrzyj! Patrz! O tam jest skała!
Skocz se z niej na łeb na beton,
Niechaj skok Twój będzie meta.
Skończysz marnie tę wyprawę,
Choć byłaś u celu prawie."
Na skale stanęła, w dół spojrzała,
Susa dała, bo się bała,
I uciekła hen za góry.
Zdrajca chroni własnej skóry.
Ważną lekcję wyciągnąłem,
By nie chować się za stołem,
Jak dać ciała, to z honorem,
Dalszą podróż więc podjąłem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz